Bernadetta Darska
Lwowscy odszczepieńcy
Marek Krajewski po raz kolejny potwierdza swoją pisarską klasę! Edward Popielski w niczym nie ustępuje Eberhardowi Mockowi, a Lwów Wrocławowi. Nie znaczy to, oczywiście, iż lwowski komisarz jest kalką swojego poprzednika. Krajewski już w „Głowie Minotaura” zadbał, by nadać Popielskiemu indywidualny rys, ale też, by pewne podobieństwo do Mocka zostało zachowane. Ze zdziwieniem czytałam opinie na temat „Erynii”, w których akcentowano wyjątkową brutalność morderstw, którymi zajmuje się bohater. Po lekturze książki powiedziałabym, że takie wrażenia są jedynie efektem poddania się odautorskiej sugestii – ofiarą jest bowiem dziecko, wcześniej okrutnie torturowane, znalezione martwe w wychodku. Gdyby jednak zapomnieć o działającym na wyobraźnię młodym wieku tych, którzy są zagrożeni, powieść szybko odsłoni swoje raczej łagodne i melancholijne oblicze. Śledztwo Popielskiego prowadzone jest bowiem w tle planowanego udania się na emeryturę, zniechęcenia do zawodu oraz częstego akcentowania, iż bohater jest szczęśliwym i spełnionym dziadkiem. Otwarcie i zamknięcie powieści to fragmenty umocowane współcześnie w 2008 roku – między mężczyzną a kobietą toczy się rozmowa na temat tajemniczego odkrycia z lat sześćdziesiątych: w tajnym schronie znaleziono szkielet człowieka, a obok niego tysiące zdjęć tego samego małego dziecka. Akcja właściwa powieści dzieje się w 1939 roku. Morderca chłopca toczy perfidną grę z Popielskim. Krajewski stosuje interesujący zabieg – prawie do połowy książki sugeruje czytelnikom, że sprawa zostaje rozwiązana szybko i ostatecznie, za chwilę jednak okazuje się, że zadowolenie było przedwczesne, a zbrodniarz jest sprytniejszy niż myślał komisarz. Przyglądamy się pracy Popielskiego, towarzysząc mu nie tylko w dedukowaniu i nagłych olśnieniach, ale też w ulubionych nocnych wędrówkach. Bohater nie przebiera w środkach – słuszny cel jest nadrzędny, by więc go osiągnąć nie waha się stosować szantażu, zastraszania czy bicia. Warto zauważyć, że Krajewski przełamuje stereotyp naturalnego współczucia w stosunku do niepełnosprawnych – choć w pewnym momencie ciosy zadawane przez Popielskiego uderzają przede wszystkim w chore dziecko, skłonni jesteśmy popierać te działania i za zadawany ból obwiniać zawziętego ojca, który nie chce współpracować z policją. „Erynie” to portret starzejącego się człowieka, który wytrwale walczy ze zbrodnią, używając do tego celu środków skutecznych, choć często brutalnych. Doświadczony Popielski nie ma złudzeń – wie, że jedynie tą samą bronią jest w stanie pokonać zło. Dlatego chętnie pociesza się w ramionach prostytutek, chętnie też współpracuje z przestępczym światkiem, chętnie sięga po niekonwencjonalne metody. Czyta się bardzo dobrze, a wiernym fanom pisarstwa Krajewskiego pozostaje więc czekać na kolejną część z komisarzem Popielskim w roli głównej. Warto!
Marek Krajewski, Erynie, Wyd. Znak, Kraków 2010.
Pierwodruk: "A to książka właśnie!" - http://bernadettadarska.blog.onet.pl/Lwowscy-odszczepiency-M-Krajew,2,ID410876674,n