Bernadetta Darska
Studium przypadku
Dotychczas [czyli w roku 2005 - przyp. redakcji] mieliśmy okazję poznać trzy części planowanej tetralogii Marka Krajewskiego, którego bohaterem jest zarówno radca Eberhard Mock, jak i miasto będące obszarem jego działań – Braslau (obecnie Wrocław). Są to „Śmierć w Breslau” (2003), „Koniec świata w Breslau” (2004) i „Widma w mieście Breslau” (2005). W roku 2006 ukazać się ma podobno część czwarta pt. „Festung Breslau”. To ważna wiadomość dla admiratorów kryminalnych opowieści Krajewskiego, a muszę przyznać, że i ja do nich należę. Cóż takiego fascynującego jest w kryminałach wrocławianina? Co powoduje, że międzywojenne Breslau staje nam przed oczami jak żywe, a historie kryminalne dzieją się jakby obok tych obyczajowo-społecznych? Jak udaje się Krajewskiemu wskrzesić klimat – wszak właśnie specyficzna atmosfera to niewątpliwy atut kolejnych części o Mocku i jego mieście? Ale po kolei.
Po pierwsze bohater:
To nie tylko sam Eberhard Mock, to nie tylko Breslau, ale także skreślone wyrazistą kreską portrety kobiet i mężczyzn dekadenckiego międzywojnia. Autor kreuje więc nie tylko rozpoznawalną postać głównego bohatera, ale i bohaterom pobocznym poświęca równie wiele uwagi: mamy więc okazję poznać ich historie, ich emocje, czasem powody takiego a nie innego postępowania.
Eberhard Mock to bohater zdecydowanie negatywny, antybohater można by powiedzieć. Nie ma w sobie nic z detektywa, który kieruje się zasadami, a jeśli je łamie, to tylko w imię wyższych celów. Mock choć stoi po stronie prawa, jest tak naprawdę reprezentantem półświatka przestępczego, a w każdym razie swobodnie posługuje się jego metodami. To asekurant, człowiek wchodzący w układy, częsty bywalec domów publicznych, człowiek nadużywający alkoholu. Prowadzi specyficzny rejestr informacji na temat możliwie największej ilości osób zamieszkajujących Wrocław, zwłaszcza tych wysoko postawionych. Bogata baza informacyjna spreparowana na własny użytek pozwala mu w odpowiednim momencie uciec się do szantażu i uzyskać to, co chce osiągnąć. Mock jest więc nie tylko osobą naginającą bez problemu tzw. zasady, to również sprytny i skuteczny szantażysta. Nie ma dla niego świętości – informuje doktora Winklera, że ten jest na liście lekarzy pochodzenia żydowskiego. Obiecuje, że za informacje spowoduje usunięcie go z tej listy. Osiągnąwszy swój cel, na pytanie współpracownika, czy faktycznie usunie Winklera z listy, odpowiada cynicznie: „Nawet nie będę próbował” („Śmierć w Breslau”, s. 63). Jego szantaż nie jest więc drobnym obiecywaniem „czegoś za coś”, to często coś więcej – igranie z życiem ludzkim. Eberhard Mock nie unika też wymuszania zeznań. To także tzw. męski bokser, zdarza mu się bowiem wielokrotnie pobić żonę. Tak więc podsumowując: postać mało pociagająca - zdradzający i bijący mąż, asekurant i karierowicz. A jednak zadziwiająco skuteczny. Taki – mało pozytywny obraz – wyłania się ze „Śmierci w Breslau” i „Końca świata w Breslau”.
W „Widmach w mieście Breslau” poznajmy Mocka z początków kariery i Mocka najbardziej „ludzkiego”. Jeszcze niedoświadczony, miotający się pomiędzy chęcią usamodzielnienia się a koniecznością sprawowania opieki nad ojcem, stary kawaler. Mężczyzna, który broni się przed uczuciem i który przeżywa dramat – zdrada przyjaciela, zamordowanie ojca i kobiety-dziwki, którą pokochał, choć nie miał odwagi przyznać się przed nią do swego uczucia. Być może trauma na całe życie, być może moment powolnego obrastania skorupą obojętności – można by tak przypuszczać. W każdym razie Mock „z ludzką twarzą”, Mock, którego próbujemy zrozumieć. Antybohater z tragiczną rysą na życiorysie. Człowiek, który budzi niechęć, odrazę nawet, ale dziwnie przyciąga jednocześnie. To antybohater z pewnością, ale antybohater z charyzmą godną pozazdroszczenia.
Po drugie relacje:
Choć kobiety u Krajewskiego to głównie dziwki, to jednak udaje się autorowi cyklu o Breslau stworzyć wiarygodne portrety owych kobiet. Nie zostają dziwkami dlatego, że taka jest natura kobieca – byłoby to zbyt łatwe, przewidywalne i stereotypowo mizoginistyczne. Zmusza je do tego sytuacja i doznane upokorzenia. Popycha je do tego mężczyzna. Ich kupczenie ciałem jest o wiele bardziej złożone. Prostytuowanie się bywa formą terapii, zemsty, oczyszczenia siebie, koniecznością.
Dlatego kolejne książki cyklu o Mocku można też potraktować jako historię związków miłosnych Mocka i to związków za każdym razem tragicznych dla obu stron. „Śmierć w Breslau” to historia drugiego małżeństwa radcy kryminalnego – małżeństwa z rozsądku. Żona siedzi całymi dniami w domu, czekając na męża. Ten natomiast dzieli czas pomiędzy pracę w policji a stałe odwiedzanie burdelu. Nie potrafi uwierzyć w swoją bezpłodność i nie wierzy już ani w miłość, ani w namiętność. Po rozstaniu z pierwszą żoną miał wiele kochanek, ale te „zostawiały ponurego neurotyka i odchodziły do innych, tworząc mniej lub bardziej szczęśliwe stadła” (s. 58). Po zdradzie kochanki, która zaszła w ciążę, ale z innym, „Mock stracił wiarę w miłość. Przestał żyć iluzjami i poślubił bogatą, bezdzietną Dunkę, swoją drugą i ostatnią żonę” (s. 59). Historia drugiego małżeństwa Mocka jest cicha, spokojna, milcząca – żona czeka, może nawet ma nadzieję na ożywienie jedynie poprawnych stosunków. Oboje jednak zbyt daleko zaszli w obojętność, by chcieć i móc się jej pozbyć.
Zupełnie inaczej wygląda pierwsze małżeństwo Mocka z namiętną i piękną Sophie, opisane w „Końcu świata w Braslau”. O ile w „Śmierci w Breslau” związek z kobietą był raczej zasygnalizowany tylko w tle, o tyle w „Końcu świata w Breslau” historia burzliwego pierwszego małżeństwa Mocka dominuje, co więcej wiąże się nierozerwalnie z historią morderstwa, które bohater próbuje rozwikłać. Mock szaleńczo zakochany, równie szaleńczo pragnie mieć potomka. Niestety, mimo wielu prób, czynionych także wtedy, gdy rzekomo wszystko na ziemi i niebie ma sprzyjać zapłodnieniu, nic się nie dzieje. Wzajemne oskarżenia pomiędzy małżonkami narastają. Żona nie może znieść samotności i tego, że zawsze na pierwszym miejscu jest praca. Zaczyna szukać dodatkowych wrażeń, zdradza męża, by odzyskać szacunek dla siebie i by na nowo móc odrodzić się w związku. Mock nie przebiera w środkach: nie tylko ciągle żonę o coś podejrzewa, każe ją śledzić (wiele razy zdarza mu się wykorzystywać służbowe możliwości dla prywatnych celów), ale też bije ją, a w końcu gwałci. Wielka miłość okazuje się wielką porażką. Wszystko, co robi Mock, robi nie tak. Choć kocha, wszystkie jego czyny powodują, że Sophie zaczyna czuć do niego nienawiść. „Koniec świata w Breslau” to koniec nadziei Mocka, koniec miłosnych złudzeń, związek dwóch szamoczących się samotnych istot.
Przciwwagę dla obu związków stanowi historia opisana w „Widmach w mieście Breslau”. To relacja początkowo bardzo nieufna, która przeradza się w niemal idylliczne zrozumienie, poczucie bezpieczeństwa, zaufanie. Mock wyjeżdża na kilka dni z dziwką, nie umie jednak jej wyznać, że ją pokochał. Próbuje ciągle odgrywać swoją rolę – obojętnego klienta. Aż w końcu jest za późno.
Poczucie spóźnienia towarzyszy zresztą Mockowi we wszystkich trzech związkach: w „Śmierci w Breslau” jest już za późno na miłość w ogóle, w „Końcu świata w Breslau” jest już za późno na taką akurat miłość, w „Widmach w mieście Breslau” za późno na powiedzenie o miłości, która się pojawiła. Albo miłość umiera z obojętności, albo z zaborczości, albo z lęku po prostu.
Oprócz nieudanych związków z kobietami Krajewski bardzo mocno sygnalizuje związek Mocka z Herbertem Anwaldtem. Radca kryminalny przejmuje nad nim ojcowską opiekę, traktując młodszego kolegę jak wymarzonego syna. Więź pomiędzy mężczyznami okazuje się silniejsza od innych. Wszak mistrz i uczeń od momentu poznania są ze sobą związani już do końca swych dni. Jak dowiadujemy się ze „Śmierci w Breslau” i „Końca świata w Breslau” – Herbert był nawet przy śmierci Mocka i to jemu radca kryminalny zawierzył swój największy sekret.
Oczywiście, odczytywanie książek o Mocku i Breslau jako opowieści o relacjach dotyczy również zupełnie innych poziomów. Mamy tutaj doskonale sportretowane relacje między ofiarą i katem, przestępcą a policjantem. Pojawiają się też relacje pomiędzy policją a gestapo. Wzajemnie przenikają się świat przestępstwa i świat prawa, a zasady obowiązujące w obu światach są często bardzo podobne. Nie ma tu jednoznaczności, nie ma dobra, jest tylko coś, co usiłuje stać po właściwej stronie. Życie ludzkie właściwie się nie liczy, a człowiek traktowany jest instrumentalnie – jako przypadek: mniej lub bardziej przydatny.
Po trzecie czas:
Książki Krajewskiego zbudowane są wedle zasady wielokrotnej retrospektywy. Przede wszystkim spojrzenie wstecz dotyczy kolejnych książek. Wydana najwcześniej „Śmierć w Breslau” opowiada o wydarzeniach lat trzydziestych XX wieku, to czas najbardziej mroczny, gdzie demony hitlerowskich Niemiec pojawiają się coraz częściej. Kolejna książka, „Koniec świata w Breslau”, to historia dziejąca się kilka lat wcześniej, a mianowicie w roku 1927. Najnowsza powieść Krajewskiego, „Widma w mieście Breslau”, opisuje natomiast wydarzenia najwcześniejsze – „śledztwo w sprawie czterech marynarzy”, często przywoływane we wcześniejszych książkach. To rok 1919 – początki kariery Mocka, jeszcze nie radcy kryminalnego, ale dopiero asystenta. „Widma” są opowieścią o tym, jak narodził się bohater negatywny, co go ukształtowało, co wpłynęło na „ulepienie” wyjątkowo paskudnej osobowości Eberharda Mocka.
Drugi poziom retrospektywy dotyczy poszczególnych książek. Oprócz bowiem owej wstecznej chronologii, mamy też retrospektywne ujęcie w „Śmierci w Breslau” i w „Końcu świata w Breslau”. W „Śmierci” mamy nawet podwójne spojrzenie w przeszłość – mamy rok 1950, szpital psychiatryczny i osobę Herberta Anwaldta, który się ukrywa, a następnie także Mocka. Potem cofamy się do lat trzydziestych, a w końcu jeszcze kilkaset lat do tyłu, wszystko jest bowiem ze sobą powiązane. W „Końcu” natomiast akcja rozpoczyna się w roku 1960. Umierający Mock wzywa Herberta, aby odbyć przed nim specyficzną spowiedź. Opowiada mu o swoim związku z Sophie (rok 1927) i prosi go o oddanie dawnej żonie listu, w którym przebacza jej ucieczkę.
Co ciekawe, zarówno „Śmierć w Breslau”, jak i „Koniec w Breslau” kończą się śmiercią Mocka. O ile jednak w „Śmierci” mamy do czynienia jedynie ze zmianą nazwiska i odrodzeniem się w innej postaci – oficer Abwehry staje się wywiadowcą Stasi, o tyle w „Końcu świata w Breslau” Eberhard leży umierający i żegna się z życiem naprawdę (kto wie jednak, co się okaże w ostatniej części cyklu).
I w końcu:
Krajewskiemu udaje się więc rzecz godna podziwu. Nie tylko wskrzesza dawne Breslau – bo to, oczywiście, warte uznania, ale wskrzeszano już i inne miasta, chociażby Gdańsk u Chwina czy Huellego. Przede wszystkim buduje przekonujący obraz społeczności skażonej i naznaczonej złem. Wrocławski pisarz nie demonizuje, nie czyni ze swego bohatera człowieka nadzwyczajnego, który walczy w obronie świata i z całym światem. Przestępstwa po prostu są. Mock wykonuje swoją pracę. A wszystko, co najważniejsze, dzieje się w relacjach między ludźmi. Eberhard Mock nie budzi sympatii, ale i tak fascynuje, drażni, prowokuje. Może dlatego, że dostajemy obraz przesiąknięty złem i normalnością zła. Może dlatego, że po stronie prawa stoi karierowicz, damski bokser i alkoholik. Może dlatego wreszcie, że studium przypadku Eberharda Mocka nie ma w sobie nic z jednoznacznego i oczywistego portretu. Dlatego chcemy wiedzieć więcej... Dlatego czekamy na „Festung Breslau” z nadzieją, że powie nam coś jeszcze o Mocku, ale tak naprawdę wcale nie wyjaśni wszystkiego. I o to wszak chodzi. O tajemnicę.
Bernadetta Darska
Marek Krajewski, Śmierć w Breslau, Wyd. Dolnośląskie, Wrocław 2003; Koniec świata w Breslau, Wyd. W.A.B., Warszawa 2004; Widma w mieście Breslau, Wyd. W.A.B., Warszawa 2005.