sobota, 26 lutego 2011

O piątej odsłonie Kortowskich Spotkań z Literaturą w "Gazecie Olsztyńskiej"

W sobotnim (26 lutego) wydaniu "Gazety Olsztyńskiej" mogliście przeczytać obszerną relację z piątej odsłony Kortowskich Spotkań z Literaturą. W dyskusji "Historia polsko-żydowska - rzecz do opowiedzenia" wzięli udział dr hab. Jacek Leociak i dr Dariusz Libionka. Rozmowę z gośćmi poprowadził dr hab. Sławomir Buryła, prof. UWM. Zapraszamy do lektury tekstu Ewy Mazgal "W poszukiwaniu żydowskiego złota" [klikając na skan artykułu można go powiększyć]:


W Radiu Olsztyn o Kortowskich Spotkaniach z Literaturą

Sobotni Program Południowy w Radiu Olsztyn 26 lutego zdominują rozmowy na temat czytelnictwa. Po godz. 13, tuż po wiadomościach i pogodzie, gościem Agnieszki Lipczyńskiej w "Bliższych Spotkaniach" będzie dr Bernadetta Darska, która opowie m.in. o Kortowskich Spotkaniach z Literaturą. Zapraszamy do słuchania!

czwartek, 24 lutego 2011

Fotorelacja z dyskusji nt. "Historia polsko-żydowska - rzecz do opowiedzenia"

Prezentujemy poniżej fotorelację z piątej odsłony Kortowskich Spotkań z Literaturą. Przypominamy, że 23 lutego gościliśmy wybitnych badaczy tematyki Zagłady i problematyki polsko-żydowskiej - dr. hab. Jacka Leociaka i dr. Dariusza Libionkę. Rozmowę z naszymi gośćmi poprowadził dr hab. Sławomir Buryła, prof. UWM. Autorem zdjęć jest Piotr Przytuła. Zapraszamy do oglądania!

Od lewej: dr Dariusz Libionka, dr hab. Jacek Leociak, dr hab. Sławomir Buryła, prof. UWM

























Wywiad z dr. hab. Jackiem Leociakiem i dr. Dariuszem Libionką w Radiu UWM FM

W piątkowym (25 lutego) wydaniu "Łyku Kultury" będziecie mogli posłuchać rozmowy z gośćmi piątej odsłony Kortowskich Spotkań z Literaturą. Z dr. hab. Jackiem Leociakiem i dr. Dariuszem Libionką rozmawiał Filip Jędruch. Przypominamy, że dyskusja zorganizowana w ramach comiesięcznego cyklu nosiła tytuł "Historia polsko-żydowska - rzecz do opowiedzenia". Audycja kulturalna, w której będzie wyemitowany wywiad, trwa od godz. 12 do 14. Serdecznie zapraszamy do słuchania! Przypominamy, że Radio UWM FM jest jednym z patronów medialnych Kortowskich Spotkań z Literaturą.

wtorek, 22 lutego 2011

Rozmowa z dr. Dariuszem Libionką w "Naszym Olsztyniaku"

Na stronie internetowej "Naszego Olsztyniaka" możecie przeczytać wywiad z jednym z gości piątej odsłony Kortowskich Spotkań z Literaturą. Z dr. Dariuszem Libionką rozmawia Katarzyna Janków-Mazurkiewicz. "Nasz Olsztyniak" jest jednym z patronów medialnych cyklu. Poniżej publikujemy fragment wywiadu:

"Jaka jest nasza wiedza o Holocauście?

— Po 1989 roku zrobiło się wielkie zamieszanie. Pojawiło się wiele nowych koncepcji, o których wcześniej mówiono niewiele. Temat Holocaustu pojawia się zazwyczaj w atmosferze skandalu. Tak było m.in. po projekcji produkcji Claude’a Lanzmanna „Shoah” z 1985 roku, film odbił się szerokim echem w prasie i wywołał burzliwą debatę. Ten sposób wywoływania dyskusji o Holocauście obowiązuje do dziś. Wystarczy wspomnieć tu chociażby o książce Jana Grossa. Jeszcze nie ma jej w księgarniach, a wszyscy wypowiadają się na jej temat. Faktów, które porusza, nie da się pominąć. W czasie II wojny światowej wymordowano 3 miliony naszych współobywateli. Bardzo trudno jednak dotrzeć do dokumentów, które odkrywają w całości prawdę o tamtych wydarzeniach.

Chcemy poznać prawdę?

— No właśnie, a jaka jest prawda? Typowa wiedza o Holocauście sprowadza się do kilku wersji. Najczęściej są to historie o Żydach, odseparowanych od Polaków i wywiezionych przez nazistów do obozów zagłady i tam wymordowanych. Część z nich próbowała uciekać i w końcu spotykała się z pomocą ludności polskiej, Państwa Podziemnego czy lokalnej społeczności.

Polacy mordowali Żydów?

— Niektórzy Polacy. Nie można formułować takich oskarżeń nie opierając ich na dokumentach. Naszym zadaniem jest dogłębne rozpoznanie tego zjawiska, a następnie opisanie. Obiektywnie, na tyle, na ile pozwalają na to zachowane pisma i świadectwa".

Całość tekstu możecie przeczytać pod adresem: http://naszolsztyniak.pl/38423,Cala-prawda-o-Zagladzie.html

wtorek, 15 lutego 2011

O piątej odsłonie Kortowskich Spotkań z Literaturą w Uniwersyteckich Klimatach w TVP Olsztyn

W sobotę, tj. 19 lutego, o godz. 18.50 zapraszamy do obejrzenia programu Uniwersyteckie Klimaty w TVP Olsztyn. Oprócz wielu informacji dotyczących tego, co dzieje się na naszej uczelni, będziecie mogli wysłuchać rozmowy z dr Bernadettą Darską, która zapowie spotkanie z dr. Jackiem Leociakiem i dr. Dariuszem Libionką, krótko podsumuje dotychczasowe odsłony cyklu i opowie o tym, kogo jeszcze w tym roku akademickim będziemy gościć. Przypominamy, że dyskusja "Historia polsko-żydowska - rzecz do opowiedzenia" odbędzie się 23 lutego [środa] o godz. 17 w Auli Teatralnej Wydziału Humanistycznego UWM. Poprowadzi ją dr hab. Sławomir Buryła, prof. UWM. Powtórki programu Uniwersyteckie Klimaty możecie także oglądać w środę o godz. 18.15 i w niedzielę o godz. 8.15. Zapraszamy!

sobota, 12 lutego 2011

Kortowskie Spotkania z Literaturą (odsłona piąta) - dyskusja nt. "Historia polsko-żydowska - rzecz do opowiedzenia", której gośćmi będą dr Jacek Leociak i dr Dariusz Libionka

23 II 2011 - dyskusja nt. "Historia polsko-żydowska - rzecz do opowiedzenia", której gośćmi będą dr Jacek Leociak i dr Dariusz Libionka

Uniwersytet Warmińsko Mazurski:
Instytut Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej oraz Instytut Filologii Polskiej
zapraszają na
Kortowskie Spotkania z Literaturą 23 II 2011
(odsłona piąta)

www.kortowskiespotkaniazliteratura.blogspot.com
Miejsce: Wydział Humanistyczny, Aula Teatralna [przy wejściu głównym na prawo w stronę szatni], ul. Obitza 1 [Kortowo 2]

23 lutego (środa) godz. 17 –
W dyskusji pt. „Historia polsko-żydowska – rzecz do opowiedzenia” wezmą udział dr Jacek Leociak i dr Dariusz Libionka.
Rozmowę poprowadzi dr hab. Sławomir Buryła, prof. UWM.

Jacek Leociak – kieruje Zespołem Badań nad Literaturą Holokaustu w Instytucie Badań Literackich PAN, jest członkiem Centrum Badań nad Zagładą Żydów przy Instytucie Filozofii i Socjologii PAN, redaktorem rocznika „Zagłada Żydów. Studia i materiały”, pracuje w zespole ekspertów przygotowujących wystawę stałą Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie (galeria „Czas Zagłady”, razem z Barbarą Engelking). Opublikował: „Tekst wobec Zagłady. O relacjach z getta warszawskiego” (1997); „Getto warszawskie. Przewodnik po nieistniejącym mieście” (wspólnie z Barbarą Engelking: 2001, przekład angielski Yale University Press 2009); „Doświadczenia graniczne. Studia o dwudziestowiecznych formach reprezentacji” (2009); „Ratowanie. Opowieści Polaków i Żydów” (2010); „Spojrzenia na warszawskie getto” (2011).

Dariusz Libionka – historyk, adiunkt w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN, kierownik działu naukowego Państwowego Muzeum na Majdanku. Redaktor naczelny rocznika „Zagłada Żydów”. Opublikował m.in. „Żydzi w powstańczej Warszawie” (wraz z Barbarą Engelking), jest redaktorem tomów „Akcja Reinhardt. Zagłada Żydów w Generalnym Gubernatorstwie” (2004), „Prowincja noc. Zagłada Żydów w Dystrykcie Warszawskim” (2007), „’Erntefest’ 3-4 listopada 1943. Zapomniany epizod Zagłady” (2010). Zajmuje się postawami Polaków wobec Zagłady, przede wszystkim perspektywą instytucjonalną – Polskie Państwo Podziemne, hierarchia Kościoła katolickiego i dziejami powstania w getcie warszawskim. W tym roku ukaże się jego książka „Żydowski Związek Wojskowy – zagmatwane historie z Peerelem w tle”.

Sławomir Buryła – dyrektor Instytutu Filologii Polskiej UWM. Zajmuje się literaturą wojny i okupacji, a zwłaszcza problematyką Holocaustu. Członek Zespołu Badań nad Literaturą Holocaustu przy IBL PAN. Przewodniczący Rady Naukowej Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie. Ostatnio wydał (razem z Agnieszką Karpowicz i Radosławem Siomą) „Zimą bywa się pisarzem...” (Universitas, Kraków 2008) oraz „Ślady obecności” (razem z Aliną Molisak) (Universitas, Kraków 2010). Publikuje m.in. w „Znaku” i „Nowych Książkach”.

Patronat honorowy: JM Rektor UWM prof. dr hab. Józef Górniewicz

Patronat medialny: Radio UWM FM, TVP Olsztyn i „Nasz Olsztyniak”

piątek, 11 lutego 2011

O książce Jacka Leociaka "Ratowanie. Opowieści Polaków i Żydów"

Gośćmi piątej odsłony Kortowskich Spotkań z Literaturą będą dr Jacek Leociak i dr Dariusz Libionka. O szczegółach spotkania poinformujemy już niebawem, a póki co w ramach zapowiedzi lutowego spotkania zapraszamy do lektury:

Bernadetta Darska
Ślady 
Jacek Leociak skupia się w swojej książce na zaledwie kilku historiach. Nie dlatego jednak, co oczywiste, że to wystarczy. Wręcz przeciwnie, przywołane przez autora opowieści ratujących i ratowanych odsłaniają wieloznaczność i zniuansowanie tego, co zwykliśmy nazywać bohaterstwem, poświęceniem, a nawet świętością. Leociak, czemu dał dowód już we wcześniejszych publikacjach, umie pisać zajmująco, z wrażliwością i ze zrozumieniem dla swoich bohaterów. Unika łatwego kategoryzowania, dostrzegając konieczność zatrzymania się nad losem pojedynczego człowieka. Badając zgromadzone po wojnie świadectwa tych, którzy pomagali Żydom przetrwać wojnę, oraz świadectwa osób opowiadających o tym, jak ich ratowano, zwraca uwagę na względność pamięci, na możliwe rozbieżności w relacjach tych, którzy byli uczestnikami tej samej sytuacji, na środowisko, w którym się wyrastało i w którym potem się funkcjonowało, na trudności rodzące się wraz z chęcią kształtowania pamięci zbiorowej i na ograniczenia oraz wykluczenia z takiej chęci wynikające, na wymazywane z historii na zawsze dowody pamięci indywidualnej – znikające bezpowrotnie wraz z upływem czasu i śmiercią. Jacek Leociak pisze: „Polskiemu dyskursowi o pomocy wciąż zagrażają trzy demony. Demon rywalizacji (w martyrologii, w bezinteresowności, w szlachetności); demon statystyki (liczenie tych, którzy ratowali, i tych, którzy za ratowanie zostali zabici, aby dowieść tezy, że »im więcej, tym lepiej«); demon trywializacji (bo przecież masowość pomocy stawia pod znakiem zapytania podkreślaną wszem i wobec heroiczność czynu)” (s. 9). Autor pokazuje różne reakcje tych, którzy pomagali w czasie wojny, a po jej zakończeniu albo bezinteresownie deklarują, że nie chcą za swój czyn żadnej zapłaty, albo proszę o pomoc, bo sami są w katastrofalnej sytuacji finansowej, albo oczekują finansowego zadośćuczynienia w myśl założenia, że Żydzi mają wielkie bogactwa. Leociaka interesuje też język, za pomocą którego świadczy się o przeszłości. Jesteśmy więc świadkami rozpaczliwych błagań, wyniosłych słów, oskarżeń o skąpstwo, tęsknoty za niegdyś bliskimi ludźmi, ale i profesjonalnej analizy tego, co się stało. Szczególnie interesująca jest historia Żydów ukrywanych przez mężczyznę i kobietę dość podejrzanej proweniencji. Uciekający co prawda przetrwali, ale doświadczyli też wielu upokorzeń, m.in. rewizji osobistych, zamykania na kilka dni, gdy w mieszkaniu w najlepsze trwała libacja alkoholowa, znacznego zawyżania ceny za chleb, obraźliwych słów. Jest więc ratunek, ale ofiarom nie dano szansy na dobre wspomnienia. Przebywanie z tymi, od których zależało życie, jawi się jak kolejna gehenna na drodze do wyzwolenia. Warto także zatrzymać się przy części poświęconej ukrywaniu żydowskich dzieci i dorosłych w klasztorach. Leociak akcentuje, jak ważne w tym przypadku jest pamiętanie o ówczesnym stosunku Kościoła do Żydów. Katolicy decydujący się pomóc potencjalnie skazanym na śmierć tak naprawdę przeciwstawiali się temu, co głoszono z ambon. Oddajmy głos autorowi: „Pomagając Żydom, narażali się bowiem na konflikt sumienia: szli za głosem przykazania o bezwzględnej miłości bliźniego, przekraczając jednocześnie przedsoborowe nauczanie Kościoła katolickiego o Żydach jako obcych, wrogich i zagrażających duszy narodu polskiego” (s. 255). Praca Leociaka to odzyskiwanie pamięci, ocalanie od zapomnienia i ostrzeżenie przez poddawaniem się oczywistościom. Mądra i bardzo dobrze napisana.

Jacek Leociak, Ratowanie. Opowieści Polaków i Żydów, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010.

Pierwodruk „A to książka właśnie!”: http://bernadettadarska.blog.onet.pl/2,ID415919826,index.html

O książce Barbary Engelking i Dariusza Libionki „Żydzi w powstańczej Warszawie”

Gośćmi piątej odsłony Kortowskich Spotkań z Literaturą będą dr Jacek Leociak i dr Dariusz Libionka. O szczegółach spotkania poinformujemy już niebawem, a póki co w ramach zapowiedzi lutowego spotkania zapraszamy do lektury:

Sławomir Buryła

„Żydowscy” Kolumbowie

Nie jestem historykiem i nie czytałem Żydów w powstańczej Warszawie jako historyk. Nie trzeba jednak mieć wykształcenia historycznego, by docenić pracę, jaką wykonali Barbara Engelking i Dariusz Libionka przygotowując to monumentalne opracowanie. Oprócz materiałów wspomnieniowych i pamiętnikarskich (tych najnowszych i tych sprzed kilkudziesięciu lat) badacze sięgają po dokumenty zgromadzone między innymi w archiwach Żydowskiego Instytutu Historycznego, Yad Vashem, Archiwum Akt Nowych, Archiwum Historii Mówionej Muzeum Powstania Warszawskiego oraz relacje znajdujące się w Instytucie Pamięci Narodowej. Przedzierając się przez stosy zapisków rekonstruują niejedną biografię, dopowiadają fakty nieznane, przeprowadzają prywatne śledztwa tropiąc życiorysy ludzi, którzy wtedy znaleźli się w stolicy przenikniętej ideą buntu i pragnieniem zemsty. Należy podziwiać erudycję i maestrię, z jaką autorzy poruszają się w gąszczu skrupulatnie zebranych materiałów. […]
Zdawać by się mogło, że los żydowskich i polskich cywilów był w momencie wybuchu powstania taki sam. Ale tylko początkowo niesieni entuzjazmem jedni i drudzy poczuli się zjednoczeni, owładnięci tymi samymi marzeniami. Wydarzenia z 1 sierpnia oznaczały dla każdego z tych narodów co innego. Cytowany przez Engelking i Libionkę Alojzy Muraszko wspominał: „Pamiętam jeszcze teraz, jak niezwykle szczęśliwy i bezpieczny czułem się w środku strzelaniny i narastających walk”. Dla Żydów – poza nadzieją na rychłą wolność – dzień ten przynosił kres fali szantażystów i szmalcowników. Nie wszyscy jednak poczuli się bezpiecznie. Gdyby było inaczej, nie mielibyśmy do czynienia z tak liczną reprezentacją osób, które pozostawały na „aryjskich papierach”. Walcząc w szeregach Armii Krajowej, oddziałach Armii Ludowej czy Polskiej Armii Ludowej w większości nie zdecydowali się na ujawnienie prawdziwego nazwiska. Nie tyle jednak lękano się o własne życie, co obawiano drwin, napiętnowania, traktowania jako kogoś gorszego. Zwłaszcza ci Żydzi, którzy zdecydowali się walczyć z bronią w ręku narażeni byli na docinki kolegów wychowanych w przekonaniu, że jest to naród – zgodnie z polskim przysłowiem – zupełnie nie nadający się do walki. Tymczasem publikacje z ostatnich lat (ale i te wcześniejsze) pokazują, iż przejawów buntu wśród ludności żydowskiej w czasie wojny było dość dużo. Niemal każde getto miało swoją siatkę konspiracyjną, w większości z nich doszło do zbrojnego oporu lub wybuchu powstania. […]
W książce Engelking i Libionki o ciemnych stronach powstania traktuje rozdział trzeci (najmniejszy objętościowo) pt. Kontrowersje. Badacze – co godne pochwały – ostrożnie i w sposób niezwykle wyważony podchodzą do wszystkich przypadków „czarnych kart powstania”. Coraz realniejsze i nieuchronne widmo klęski, głód, rzezie RONA rodziły rozgoryczenie i przygnębienie. Obok gróźb i złorzeczeń kierowanych pod adresem rządu londyńskiego, dowódców i aliantów, pojawiły się też głosy, które za całe zło obwiniały Żydów. Wzmagała się podejrzliwość i wzajemna niechęć, które do pewnego stopnia były czymś zrozumiałym biorąc pod uwagę ogólną sytuację stolicy. Nie negując przypadków zbrodni, bandytyzmu, prześladowań, Engelking i Libionka wiele z nich opatrują znakami zapytania. […]

Barbara Engelking, Dariusz Libionka, Żydzi w powstańczej Warszawie, Warszawa 2009.

Całość tekstu możecie przeczytać w „Więzi” 2010, nr 4.


O książce Jacka Leociaka „Tekst wobec Zagłady (O relacjach z getta warszawskiego)”

Gośćmi piątej odsłony Kortowskich Spotkań z Literaturą będą dr Jacek Leociak i dr Dariusz Libionka. O szczegółach spotkania poinformujemy już niebawem, a póki co w ramach zapowiedzi lutowego spotkania zapraszamy do lektury:

Sławomir Buryła

„[…] We Wprowadzeniu Leociak wyraźnie zaznacza, że interesują go wyłącznie te relacje z getta, które powstawały w czasie wojny oraz pisane były na terenie getta lub za jego murami, po stronie aryjskiej. Można wnosić, iż w podobnym zabiegu badawczym kryje się - nie wyrażona wprawdzie wprost, ale ukryta - nadzieja, że dzienniki, listy, sprawozdania, zapisy kronikarskie tworzone w bezpośrednim sąsiedztwie wydarzeń ukazują pełniej rzeczywistość Zagłady. Obok ograniczenia przestrzennego i chronologicznego pojawia się inne: autor pracy zajmuje się tekstami o charakterze dokumentów osobistych. Jest to o tyle wartościowe założenie badawcze, że - jak stwierdza  Leociak - ta część pisemnych relacji z getta nie doczekała się jeszcze poważniejszego opracowania ze strony literaturoznawców.
Tekst wobec Zagłady dzieli się na dwie proporcjonalne całości. Odpowiedź na zasadnicze dla badacza pytanie: jak opisywać Zagładę, jakimi środkami ekspresji oddać coś, co zdaje się wymykać sferze języka (druga część książki), poprzedzona jest rozważaniami z dziedziny genologii, prezentacją autorów oraz nakreśleniem miejsc i sytuacji, w których spisywali oni swe osobiste wyznania. Trudno nie zgodzić się z Leociakiem, że czas i miejsce modyfikowały to, jak się opowiada […].
Z tego świata, który szanse przeżycia jednostki sprowadził do minimum przetrwały teksty. Dlaczego pisali, zapytuje badacz, skoro śmierć w świadomości wielu stanowiła jedyną realną drogę opuszczenia granic muru. Odpowiedzi - jak udowadnia autor - może być kilka. Niektóre narzucają się same, wynikają z tradycji pojmowania przekazu literackiego jako „utrwalania śladu po sobie”, ocalenia zdarzeń i własnych przeżyć przed erozją czasu. Ale pojawia się też innego rodzaju motywacja. Przede wszystkim pisanie traktowane jest jako nakaz wewnętrzny, powinność mająca wszelkie cechy misji religijnej. Przekazać prawdę o tych, którzy już mówić nie mogą. Równie silnie brzmi jednak inne rozumienie funkcji słowa. W relacjach z warszawskiego getta ich autorzy często odwołują się do kategorii sprawiedliwości z jednej strony, idei zemsty zaś – z drugiej (Celel Perechodnik Czy ja jestem mordercą?). Oczywiście, były też i inne powody wynikające bezpośrednio z nieludzkich warunków życia, jakie stworzyło getto. Dla wielu pisanie stanowiło ostatnią formę ratowania intymności. W zatłoczonych ulicach i mieszkaniach dzielnicy żydowskiej człowiek bardzo dotkliwie odczuwał obecność innych osób. Tak w tym przypadku jak w innych – Leociak wprowadza dużą ilość cytatów na potwierdzenie swej tezy. Należy to uznać za niewątpliwą zaletę Tekstu wobec Zagłady, zważywszy, iż olbrzymia część źródeł, na które powołuje się warszawski badacz, byłaby nieosiągalna dla czytelnika. Są to bowiem zbiory rękopisów i maszynopisów znajdujących się w archiwum Yad Vashem w Jerozolimie lub w Żydowskim Instytucie Historycznym w Warszawie. […]”.

Jacek Leociak, Tekst wobec Zagłady.(O relacjach z getta warszawskiego). Wrocław 1997. Wydawnictwo „Leopoldinum” Fundacji dla Uniwersytetu Wrocławskiego, ss. 358, 4 nlb+1 wklejka. „Monografie Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej”. Rada Wydawnicza: Henryk Samsonowicz, Janusz Sławiński, Lech Szczucki. Seria Humanistyczna. Redaktor Serii: Janusz Degler. Fundacja na Rzecz Nauki Polskiej.

Całość tekstu możecie przeczytać w „Pamiętniku Literackim” 1999, nr 4.

czwartek, 10 lutego 2011

O ludobójstwie, odpowiedzialności i przywiązaniu do symboli. Z Wojciechem Tochmanem rozmawia Daria Bruszewska

  

fot. Piotr Przytuła
„W Jakbyś kamień jadła” i w najnowszej książce „Dzisiaj narysujemy śmierć” przygląda się Pan światu po katastrofie – po wojnie, po zbrodni ludobójstwa. Trafia więc Pan do miejsc dotkniętych konfliktami wtedy, gdy wielu innych reporterów już je opuściło. Co współczesnemu człowiekowi można opowiedzieć dzięki pokazaniu świata i ludzi, którzy nie mogą się podnieść po tym, czego doświadczyli? Nie mogą, a przecież żeby żyć dalej – muszą.
Wcale nie muszą – mogą nie żyć. Mogą umrzeć. Wielu ludzi i w Rwandzie, i w Bośni nie podniosło się po tym, czego doświadczyli w czasie masowego zabijania. Ocaleli, ale odmówili dalszego życia. Umarli z pomieszania zmysłów, z depresji, z powodu innych chorób. Wielu żyje, ale już w innym świecie: w szpitalu psychiatrycznym.
Co można powiedzieć książką o ludobójstwie?  Same banały. Że ludobójstwo nie jest domeną afrykańską, że może zdarzyć się wszędzie, także tutaj i przy naszym udziale. Największego ludobójstwa ludzie dokonali na naszych ulicach, w naszych miasteczkach, wsiach, lasach, w każdym razie na naszych oczach. Katami byli Niemcy, ale jak już powszechnie wiadomo, niektórzy Polacy pomagali im w zabijaniu. Wśród naszych dziadków byli mordercy. I pewnie wśród nas by się znaleźli, gdyby znów nastał u nas ten straszny czas, który wyzwala z człowieka najstraszniejsze zło. Trzeba o tym pamiętać, bo nic nie jest dane raz na zawsze – ani pokój, ani demokracja, ani bezpieczeństwo. Trzeba być czujnym na pojawiające się w życiu publicznym niepokojące znaki, które tolerowane i akceptowane mogą okazać się pierwszym etapem ludobójstwa. Bo ludobójstwo to wieloletni proces, który zaczyna się z pozoru niewinnie: jakiś szalony polityk mówi, że ci albo tamci z jakiegoś powodu są gorsi od nas. To mowa nienawiści, która niepowstrzymywana jest coraz głośniejsza, nabiera odwagi, pewności, eskaluje. Ci „gorsi” zwykle są też dla nas groźni i wzbudzają nasze obrzydzenie. Przykładem mowy nienawiści jest sposób, w jaki w Polsce często mówi się o homoseksulistach. Według zdumiewająco wielu naszych polityków homoseksualiści to nie tylko zboczeńcy, ale także ci, którzy chyhają na integralność polskiej rodziny, pragną deprawacji naszych dzieci. Rodzina jest podstawową komórka społeczną, te komórki tworzą naród. Ergo:  homoseksualiści zagrażają narodowi polskiemu, Polsce, polskości. Można powiedzieć tak: kto daje się nabierać na te wszystkie lękliwe teorie, kto jest skażony tym bezpodstawnym strachem, kto pozwala na mowę nienawiści w swoim środowisku, ten uczestniczy w pierwszym etapie morderczego procesu. Choć pewnie nie zdaje sobie z tego sprawy. Kolejny etap tego mechanizmu, to – jak wiemy - dehumanizacja. Ideolodzy ludobójstwa chcą, byśmy w przyszłych ofiarach przestali widzieć ludzi. To wszy – tak nazywano Żydów w latach 30. ubiegłego wieku. To karaluchy – tak nazywano Tutsi w Rwandzie. To pedały – tak nazywa się gejów w Polsce. Człowieka, jak przyjdzie co do czego, trudno nam będzie zabić. Ale pedała? Lesbę? Czemu nie? Karalucha? Wesz? Też chętnie przygnieciemy butem.

I można uznać nasz czyn za powód do dumy…



fot. Piotr Przytuła

Ludobójstwa nie dokonuje się spontanicznie. Żeby zabić milion ludzi, trzeba mieć odpowiednią liczbę morderców. Jeden człowiek tego nie zrobi. Potrzeba więcej chętnych do zabijania. I to jest problem. Bo w człowieku jest zło, ale jest i dobro. Większość ludzi przechodzi przez życie i nie zabija nikogo. Większość z nas nie posłucha polityków, kiedy każą nam zebrać się jutro na placu, wręczą nam maczety i każą zabijać np. bezżennych sąsiadów. To się nie uda z dnia na dzień. Ale po kilku latach systematycznej pracy – jak najbardziej. Przygotowywanie katów odbywa się  w szkołach, w zakładach pracy, w  mediach, a także niestety czasem i w kościołach. Tak było w Rwandzie. Tam powtarza się ludziom o tych paskudnych karaluchach, które chcą nas unicestwić, które zagrażają naszym dzieciom. Po kilku, czy kilkunastu latach poddawania nas ludobójczej propagandzie sami dojrzewamy do myśli: trzeba się ich pozbyć! I robimy to wierząc, że robimy dobrze. Czyścimy świat. Warto znać ten mechanizm, aby go rozpoznać we właściwym momencie  i nie dać się włączyć w jego tryby. Bo nigdy nie powinniśmy być pewni, że nam się to nie przydarzy. Może los postawi nas kiedyś w roli ofiary, kata albo świadka. A świadek to nie jest widz. Widz ogląda film i i nie ma możliwości ingerencji w to, co dzieje się na ekranie. Świadek  taką możliwość ma.

I może czuć się współodpowiedzialny?

Świadek, który patrzy na zło, na ludobójstwo, współuczestniczy w tym, co widzi. Jest trzecią stroną obok ofiar i katów. Polacy w czasie II wojny światowej byli ofiarami. Ale byliśmy też świadkami Zagłady Żydów. Większość z nas zapewne nie wskazywała Niemcom ukrywających się i nie polowała w lesie na żadnego Żyda. Ale też większość z nas nie pomogła ani jednemu Żydowi. Nasza bierność była elementem nazistowskiego scenariusza według którego zamierzano dokonać ostatecznego rozwiązania. Bierność Polaków była jednym z motorów ludobójczej machiny. A przynajmniej smarem oliwiącym tę machinę.
fot. Piotr Przytuła
W dużej mierze ułatwiliśmy Niemcom masowe mordowanie naszych braci. Nasza bierność była naszym udziałem w Zagładzie. I nadszedł czas, kiedy głośno to sobie mówimy w twarz. Wreszcie!  Bo to czas najwyższy. No, ale jeszcze trzeba się skonfrontować z tymi postawami Polaków, którzy nie byli bierni. Z tymi, co gorliwie wydawali Żydów na śmierć i tymi, którzy sami gwałcili i zabijali. Badacze mówią o tysiącach Żydów, którzy podczas tzw. trzeciej fazy Holokaustu zostali zamordowani, choć mieli spore szanse na przeżycie. Ich los zależał w dużej mierze od nas Polaków.

O tym także, w pewnym sensie, ma być książka profesora Grossa „Złote żniwa”, który stawia tezę, że Polacy dorabiali się na nieszczęściu Żydów, swoich sąsiadów.
Książki jeszcze nie ma, nie czytałem jej. Wiadomo już jednak, że w warstwie faktograficznej Gross się nie myli. Potwierdzają to prace badaczy, także polskich. Choć w poprzednich książkach Grossa chwilami drażnił mnie jego radykalizm i skłonność do uproszczęń, uważam, że powinnismy mu być wdzięczni. Bo pomaga nam otworzyć wreszcie te trumny. Zróbmy w końcu rachunek sumienia i ponazywajmy po imieniu to, co wymaga nazwania: tchórzostwo, chciwość, pogarda, udział w  ludobójstwie, hańba. Uczmy dzieci w szkole prawdy i całej prawdy, a więc także tego, że niektórzy nasi dziadkowie byli uwikłani w Zagładę naszych żydowskich braci. Posypmy nasze polskie głowy popiołem, płaczmy i prośmy o przebaczenie.
Wspominał Pan o pierwiastku dobra, który tkwi w każdym człowieku. Czy Pan naprawdę nadal w niego wierzy? Czy wiedza o tym, co miało miejsce w Rwandzie, pozwala jeszcze wierzyć w dobro? Rozmawiał pan przecież z osobami, które doświadczyły ludobójstwa, które zostały brutalnie skrzywdzone przez swoich sąsiadów…
W rodzinach Rwandyjczyków zobaczyłem  dużo wzajemnej miłości, czułości, dobrej bliskości. I to zarówno wśród ocalonych, jak i w rodzinach sprawców. Bo rodzinom sprawców nie nalezy odmawiać prawa do dobrych emocji. To też są ludzie. I chociaż katów nic nie zwalnia z odpowiedzialności za to, co zrobili, ja patrzę na nich jak na ofiary. Oczywiście ofiary innego rodzaju. Uważam, że ta masa, w dużej mierze słabo wykształcona, która zabijała drugą masę, była owocem rozciągniętego na dziesięciolecia ludobójczego procesu. Była produktem swoich polityków. Ludobójstwo zawsze  jest produktem władzy.
Pyta Pani o dobro. W  mojej książce, „Dzisiaj narysujemy śmierć”, jest wiele przykładów ludzi, którzy zachowali się wspaniale, nieludzko dzielnie. Na tle tych wszystkich, którzy zachowali się haniebnie. Są sprawiedliwe kobiety Hutu, które ukrywały Tutsi. Są księża Hutu, których Kościół nazywa, lub wkrótce nazwie, męczennikami: ginęli w obronie wiernych Tutsi. A nie musieli. Mogli, jednym krokiem, przejść na stronę morderców. Piszę też o polskim księdzu, który stawił czoła mordercom. Można powiedzieć, że z miernym skutkiem, bo ocalił niewielu. Ale jednak dokonał rzeczy najwspanialszej, jakiej może dokonać człowiek: z narażeniem własnego życia ujął się za życiem innych. I za to należy mu się… No właśnie… Co mu się należy?

To powinno być normalne?

Normą – jeśli mówimy o świadkach ludobójstwa - jest tchórzostwo i bierność. Normą jest strach o własne życie. Ale to nie może być usprawiedliwienie zła. Bierne przyglądanie się złu, tu się powołuję na profesora Philipa Zimbardo, jest złem. Nie ma co udawać, że jest inaczej. Opuszczenie swoich bliskich, swoich sąsiadów, przyjaciół, parafian, w największej potrzebie – a większej potrzeby niż potrzeba ocalenia własnego życia albo życia swoich dzieci nie ma – jest złem. Piszę w książce, że ja też bym uciekł wtedy z Rwandy. Zostawiłbym swoich bliźnich, stchórzyłbym. Czyli postąpiłbym źle. Tak, jak źle postąpili biali misjonarze katoliccy, którzy porzucili swe owce, gdy wszędzie było słuchać szczęk maczet. A kiedy maczety ucichły duszpasterze natychmiast wrócili. Triumfalnie, bez cienia pokuty za swoje tchórzostwo. Czy to nie był triumf zła? Piszę o polskich misjonarzach, ale to nie była tylko postawa Polaków, ale także innych Europejczyków. Do dziś Kościół nie skonfrontował się ze swoim grzechem współudziału w rwandyjskim ludobójstwie. Ten grzech nie jest prywatny, on wymaga publicznej debaty między duchownymi i wiernymi. Musi w Kościele nadejść wreszcie czas pokuty i błagania o przebaczenie. I to nie za trzysta lat, ale teraz, kiedy jeszcze żyją ocaleni, kaci i świadkowie. Wyobrażam sobie, że duchowni, którzy wierzą w Boga, powinni położyć się krzyżem przed Jego ołtarzami i przepraszać za to, co zrobili i czego nie zrobili. Dziesięć lat temu, kiedy biliśmy się w piersi za Jedwabne, polscy biskupi na kolanach w kościele prosili Pana o przebaczenie. Nie słyszałem, żeby w Rwandzie zrobili to samo.
W tym kontekście, jako najbardziej symboliczny, można chyba przywołać opis obrony Najświętszego Sakramentu?
Kiedy budynek kościoła na Gikondo w Kigali, w którym schronili się wystraszeni ludzie, był oblężony przez zabójców, polskim misjonarzom starczyło odwagi, by wyjść z plebani, pójść do świątyni i wynieść stamtąd Najświętszy Sakrament. Zabrali ciasto, które – ja to rozumiem i szanuję – symbolizuje Chrystusa. Jak powinni zachować się  ludzie, którzy w Niego wierzą i stają wobec wyboru: gdzie mieszka Chrystus? Bardziej w opłatku, czy w człowieku, który w Niego wierzy? Misjonarze powinni byli stuknąć sie wtedy w głowy i dać sobie spokój z tym kawałkiem chleba. Trzeba było pomyśleć nad tym, co zrobić, by ocalić przed maczetą choć jedno ludzkie życie. Tak ja to pojmuję, ale może nie mam racji. Może księża katoliccy, bieglejsi w teologii, wiedzą lepiej? Może właśnie kawałkowi ciasta z mąki i wody bardziej należy się odwaga i ryzykowanie życia? Jak oni silnie musieli wierzyć, że ten kawałek opłatka był ważniejszy od ludzi, którzy obok tanernakulum czekali na ścięcie.

A nie starczyło im odwagi, by stanąć w obronie ludzi?

Ukryli jedną siostrę Tutsi i jednego brata zakonnego. Chwała im za to. Ale ciśnie mi się do głowy natrętne pytanie: czy habit czyni człowieka kimś bardziej uprawnionym do życia, a tego, który nie nosi habitu kimś bardziej uprawnionym do śmierci od cięcia maczetą?
Takie antyświadectwo może bulwersować zwłaszcza wtedy, gdy słuchamy wypowiedzi o tej szczególnej obronie, jaka należy się życiu. Aborcja, eutanazja, antykoncepcja są zakazane, bo „życie jest najważniejsze”. Okazuje się jednak, że z życiem ludzi przegrywa symbol. A może symbolu łatwiej się broni? Wystarczy przypomnieć sobie to, co działo się pod Pałacem Prezydenckim w Warszawie.
Oczywiście symbolu i  zasad broni się łatwo, bo to zwykle niewiele kosztuje. Biskup Hoser, którego cytuję w książce, a właściwie nie cytuję, bo mi tego zabronił,  przez 21 lat pracował w Rwandzie. On doskonale wie, że Kościół katolicki, z pomocą rządów europejskich, do dziś ukrywa księży, którzy są ścigani przez rwandyjski  i międzynarowdowy wymiar sprawiedliwości za udział w ludobójstwie w Rwandzie.  Jego prawo wierzyć, że oni są niewinni. Ale skoro są niewinni, to dlaczego nie mogą stanąć przed sądem? Jeżeli Kościół nie ufa rwandyjskiemu sądownictwu, to niech odda podejrzanych przed Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości. Ten sam biskup Hoser niedawno groził ekskomuniką katolickim posłom na Sejm, którzy wypowiedzą się za możliwością zapłodnienia in vitro. Mam głębokie wątpliwości, kiedy czytam, co pisze cytowany przeze mnie w książce polski misjonarz z Rwandy, że Kościół jest ze swej natury obrońcą życia. To pustosłowie. Może ze swej natury tak, ale ze swej praktyki niekoniecznie.

Jakie ma Pan plany reporterskie?

Muszę odpocząć. A potem może trzecia część tryptyku, po  Bośni i Rwandzie. Będzie dotyczyć Kambodży. Spróbuje spojrzeć na ludobójstwo jeszcze z innego punktu widzenia.

A jakie zadania ma pełnić pana reportaż?

Powinien być tak napisany, aby dało się go przeczytać od początku do końca, nawet jak mówi o trudnych sprawach.  Powinien opowiadać o tym, co  ważne, a może nawet najważniejsze. Reportaż, czy też szerzej – literatura, przetwarza to, co surowe, pierwotne, nagie.I ubiera to w formę, słowa, zdania. Dzięki temu to, co okrutne staje się łatwiejsze do przyjęcia przez czytelnika. W  surowej postaci, bez formy zło byłoby nie do udźwignięcia przez tego, który go nie doświadczył. A, jestem o tym przekonany, powinniśmy je dźwigać, choćby w małym ułamku, razem z tymi, którzy go doświadczyli.
fot. Piotr Przytuła
Wojciech Jagielski powiedział o Ryszardzie Kapuścińskim, że był on najpierw dziennikarzem, który stał się pisarzem. Sam o sobie mówi jednak: dziennikarz, zaznaczając możliwość podążenia tropem pisarskim. Dopuszcza pan taką ewentualność w swoim przypadku?
Szanuje to, co mówi Wojtek. Mnie jednak takie rozróżnianie w ogóle mnie nie zajmuje. Pisze książki. To jest moja praca i tyle.